a dog

from hell (dreams)

Nie przygotowałem się na mój kolejny wyjazd do stanów. Pojechałem na Alaskę tym razem, gdzie za 'nieprzygotowanie' grożą surowe kary.

Zgubiłem plecak, dokumenty, a ostatni pociąg jaki miał zabrać mnie na lotnisko, odjechał, a wraz z nim wszscy którzy mogliby moją tożsamość potwierdzić.

Z paroma dolarami w kieszeni wsiadłem na statek turystyczny, którym pływaliśmy blisko lodowców. Te przeźroczyste góry robiły wrażenie. Słońce penetrowało je 20 godzin na dobę, bez wytchnienia. Pomyślałem – szczęściarz ze mnie! widzę coś, co za parę lat zniknie bezpowrotnie. Poźniej pomyślałem, czy świadkowie egzekucji też są szczęściarzami?

Po wycieczce byłem zmarznięty i głodny. Na brzegu, przed hostelem, spotkałem nie za ładną polkę. – Cześć – Hej, może wejdziemy do środka?

Jakoś w tym dokładnie momencie wiedziałem, co się dalej wydarzy. – Może pójdziemy do twojego pokoju? Trochę mi zimno. – Jasne, choć ze mną

Weszliśmy, było ciemno i ponuro. Przyciągnąłem ją do siebie. – Co ty robisz? Nie odpowiedziałem. Złapałem ją za tyłek. – Tyłek mam mały – Masz fajny tyłek

Miała kompleksy na punkcie swoich pośladków. Pewnie przez instagrama.

Pociąg odjeżdzał za paręnaście minut, chwyciłem więc Minori za rękę i poszliśmy na krótki spacer wzdłuż fosy. Te jej sukienki zawsze na mnie działały. Była dwa lata starsza, a dalej emanowała z niej dziewczęcość, niewinność; była słodka jak skurwysyn. Typ kobiety w której zakochujesz się momentalnie, bez względu na staż.

Źle się ułożyłem i wyszło, że szedłem po prawej stronie. Byłem na krawędzi, a Minori nieświadomie pchała mnie w tę przepaść. Gdy mijała nas inna para straciłem na chwilę równowagę. Poczułem lekkie szarpinięcie i ujrzałem Minori spadającą do wody. Nasz uchwyt się zerwał. Ja zostałem na krawędzi, ona runęła twarzą w płytką wodę.

Chwilę później siedziałem już w aucie, z moim kolegą Pierrem. Był po czterdziestce, wielokrotnie nieszczęśliwie zakochany. Usłyszeliśmy, że Minori będzie żyć, lecz najprawdopodobniej z jakąś formą kalectwa. Pierre usłyszawszy to, rozpłakał się. To wydarzenie, musiało coś w nim obudzić. Odwróciłem na chwilę głowę, wyjrzałem przez okno. Pierre w tym czasie wyciągnął pistolet, przystawił go sobie pod brodę i pociągnął za spust.

I tym razm nie zareagowałem.

Marysia miała 9 lat. Była to córka sąsiadów, którą poznałem przypadkiem, wracając z roboty. Szybko się zaprzyjaźniliśmy i na drugi tydzień już się do mnie wprowadziła. Rodzice nie stawiali protestu.

Żyliśmy wygodnie, trochę pijąc i dupcząc się na okrągło. Byłem tyranem dla niej i wszystkich wokół.

Jednego dnia, wpadł do nas kierowca ciężarówki.

Gosię znałem ze szkoły podstawowej. Nigdy nie mieliśmy okazji się poznać, aż do niedawna. W starej, opuszczonej remizie strażackiej organizowano imprezę na dziesięciolecie matury.

Była tam, rozmawiałem z nią parę razy. Szło mi dobrze. Widziałem ją też nazajutrz. Nie wziąłem nawet numeru telefonu. Przepadła.

W pocieszeniu kupiłem sobie węża. Nie widziałem jak go karmić. Dawałem mu daktyle do zjedzenia, ale dławił się nimi i w końcu zdechł.

Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek śnił o przesadnie miłych rzeczach. Jak miałem 6 lat, i mama woziła mnie do szkoły na rowerze powiedziałem jej, że teraz już śnię tylko o delfinach. Nie chciałem żeby się martwiła, bo uprzednio z moich zeznań wynikało, że sny miałem popieprzone.

Tym razem byłem w Polsce. Przyjechałem odwiedzić moją rodzinkę, sam. Dom wyglądał normalnie, rodziców nie pamiętam. Był za to Łukasz, mój starszy brat. Chodziliśmy z nim i Mateuszem, młodszym bratem, po mieście przechadzając się.

Zauważyłem, że w miejscu dawnego pubu AQQ, stała teraz wielka arena, wyglądająca na jakiś kompleks rozrywki dla dorosłych. Postanowiliśmy się jej bliżej przyjrzeć.

Na głównej scenie, jakiś łysy gość przygotowywał się do koncertu. Nie interesowało mnie to, więc poszedłem na tyły lokalu. Było tam kilka wnęk z kanapami na których piło się piwo i gadało.

Obok nich było kolejne pomieszczenie, o wiele większe. Odbywały się tam pokazy za wielkimi kratami. Trafiliśmy akurat na pokaz pokrywania klaczy przez ogiera. Był to widok gorszący.

Po kilkunastu minutach przyszła pora na kolejny pokaz. Do klatki weszła młoda, kasztanowo-włosa dziewczyna. Rozebrała się i czekała. Z drugiej strony wchodził wielki facet z małym koniem.

Następnie ten wielki gość, chwycił konia za fiuta i dawał dziewczynie do ssania. Robiła to posłusznie, bez odruchów wymiotnych jak narazie. Za niecałą minutę koń zaczął się spuszczać. Spermy były całe wiadra. Dziewczyna odsunęła się i facet trzymający fallusa, strzelał w nią jak z armaty.

Wróciliśmy do domu. Nie było do jedzenia nic, poza ciastkami. Po kłótniach z młodszym bratem postanowiłem znowu wyjść na spacer. Wróciłem w to samo miejsce, ale dziewczyny już nie było.

Włóczyłem się więc po ulicach, przechodziłem przez mosty, parki. Podziwiałem swoje rodzinne miasto. Na uszach cały czas miałem jakąś muzykę.

Zrobiło się ciemno i późno. Z jakiś względów nie wracałem do domu. Postanowiłem znaleźć sobie miejsce do spania.

Chodząc po osiedlach natrafiłem na pewien dom. Furtka była otwarta. Po chwili byłem już w środku, drzwi też były otwarte. Znalazłem się w znajomo wyglądającym pokoju.

Ściągnąłem portki i wlazłem do wyra, cały czas słuchając jakiegoś ujadania ze słuchawek. Zasnąłem.

Obudziłem się o szóstej nad ranem. Zdjąłem słuchawki, wiedziałem, że uszkodziłem sobie lekko słuch. Cały czas mi brzęczało. Wstałem. Ktoś schodził po schodach. Zorientowałem się, że domownicy też się obudzili. Nagle ogarnęło mnie przerażenie. Byłem w obcym domu, spałem w czyimś łóżku. Pomyślałem, że dobrze się to nie skończy jeśli ktoś mnie przyuważy.

Starałem się robić wszystko najciszej jak ptrafiłem. Zabrałem swoje rzeczy i wymknąłem się tylnym wyjściem. Przechodziłem przez furtkę. Uczucie ulgi zostało przerwane przez wybiegającą za mną straszą kobietę. Trzymała w ręku kubek, z czymś gorącym. Krzyczała moje imię. W całym tym szale, jak wychodziłem, machnąłem furtką mocno w jej stronę. Kubek z herbatą wylał się, parząc jej rękę.

Przeznaczyłem dużo czasu oglądając, jak inni się pieprzą. Widać męska natura nie potrafi obejść się bez seksu, dlatego porno nawiedza mnie teraz w snach.

Było popołudnie, nie miałem za wiele do zrobienia więc włączyłem swoją ulubioną stronę z wielkimi, wypiętymi zadkami by obejrzeć jak się je pompuje wielkim czarnym chujem, grubości mojego ramienia. Monitor w laptopie miał zaledwie 13 cali, więc przeniosłem odbiór na 50 calowy telewizor.

W tym momencie usłyszałem jak do pokoju wchodzi moja siostra. Stwierdziłem, że udawanie 12 latka nie było na miejscu. Pozwoliłem im się dalej pieprzyć. “Oglądam sobie pornografię” powiedziałem najspokojniej jak potrafiłem. Spojrzała się na mnie obojętnie i wyszła bez słowa.

Później znalazłem się w kolejce z pracy do baru. Była to kolejka podziemna, dość szybka. Po tej przejażce, na końcu drogi zauważyłem kilku moich kumpli. Wszyscy rozradowani, siedzieli na krawędzi skarpy i popijali zimne piwka.

Próbowałem przywitać się ze wszystkimi, ale nie każdego znałem. Więc po podaniu ręki trzeciemu nieznajomemu dałem sobie spokój.

Gadaliśmy o bzdurach.

Poszedłem sam do baru nieopodal, w którym również siedział Rolando, mój stary znajomy z roboty.

Cały czas czułem na sobie winę za to, że sprowadziłem się do tak niskiego poziomu by raz jeszcze oglądać te bzdury. Czasami nie chciałem się kontrolować. Czasami miałem ochotę obejrzeć i wyobrazić sobie, jakby to było z kilkoma kobietami na raz. Jakby to było spuścić się w dupę, wyjąć kutasa i dać pozostałym dwóm do wyczyszczenia.

Otrząsnąłem głowę. próbując wytrzepać z niej te plugawe myśli i złożyłem zamówienie.

Zamówienie musiało odzwierciedlać perfekcyjny balans, między posiłkiem zdrowym a smacznym. Cena odgrywała rolę drugorzędną.

“Poproszę piwo i kanapkę” Do zapłaty wyszło 40 franków. Płaciłem kartą, więc dostałem terminal do obsłużenia. Jakimś trafem wyszło, że zapłaciłem 60.

Po nieudanej próbie zapełnienia pustek w duszy piwem i kanapkami na białym pieczywie i starej szynce, poszedłem do domu, położyć się spać.

Było jasno. Leżałem w łóżku patrząc się w okno. Po chwili zauważyłem niewielki obiekt na niebie. Później robił się coraz większy i większy.

Po chwili nie miałem wątpliwości, że to coś zbliża się w moim kierunku z olbrzymią prędkością!

Nie miałem wątpliwości co mnie czeka. Mnie i resztę z siedmiu i pół bilarda ludzi na ziemi. Zanim uderzył zdołałem mu się dobrze przyjrzeć. Był biały, z czarnymi pasami. Kształty były regularne i zaplanowane pod względem aerodynamicznym.

Na chwilę przed impaktem czas zwolnił. Zderzenie było bardzo blisko mnie.. jakiś kilometr na zachód, może bliżej. Wydałem z siebie ostatnie tchnienie. Ku mojemu zdziwieniu, nie było wstrząsów.

Mój pokój zaczęło wypełniać białe światło. Wszystko działo się w bardzo zwolnionym tępie. Moje myśli galopowały z wielką prędkością. Miałem wrażenie, że mogę wydłużać ten moment w nieskończoność.

Robiło się tylko bielej i bielej, aż biel obróciła świat w nicość.

Grałem w jakąś grę z Robertem Trulijo. Wychodziliśmy właśnie ze stadionu i rozmawialiśmy, jak zwykle, o dupach i pieprzeniu. Tego dnia dowiedziałem się, że świat miał się skończyć.

Pojechałem na tę okazję do Hansa, do Lucerne. Miasto było prześliczne. Chodziłem sobie po jego uliczkach i parkach podziwiając monstrualne budowle.

Każdy budynek był skojarzony z jakąś legendą i wyglądał surrealistycznie. Chodziłem po olbrzymim parku, który rozciągał się kilometrami. Na jego środku stała fontanna, wewnątrz takiego, jakby ronda.

W oddali było widać jedynie zegary wież kościelnych przebijające się przez mgłę. Postanowiłem wrócić do Hansa.

Leżeliśmy na łóżku i wyczekiwaliśmy nadejścia końca. Miał on w kolanie specjalną substancję która sztywniała im bliżej było do apokalipsy.

Leżeliśmy tak na łóżku, i rozmawialiśmy, patrząc na jego sztywniejące kolano.

Byłem z Ilarią na zakupach. Chodziliśmy po takiej wielkiej arenie, w której różni sprzedawcy oferowali swoje dobra. Często wchodziło się do takich wnęk, pomieszczeń i korytarzy w których znajdowało się coś dobrego.

Nie była to galeria, ani hala targowa. Swoją konstrukcją najbardziej przypominała dworzec, albo lotnisko.

Nie pamiętam o czym rozmawialiśmy, ale rozmowy były luźne i przyjemne. Chodziliśmy, wybierając produkty na jakąś kolację.

W jednym z pomieszczeń leżała atrakcyjna dziewczyna. Była bardzo młoda, wyluzowana. Skąpo ubrana. Miała tatuaże. Zapytałem się który jest najświeższy. Wstała i pokazała mi, że ten w oku. Staliśmy przy sobie bardzo blisko. Czułem jej ciepło.

Później Ilaria jeździła po tej hali na jakimś rowerze. Wykonywała jakieś akrobacje, slide'y.

Gdy wróciliśmy, okazało się, że trzeba jechać i kogoś ratować. Rafał miał jechać ze mną. Mieliśmy wziąć samochód Ilarii, ale zdecydowaliśmy się finalnie na Opla Rafała. Prowadziłem.

Auto było okropne. W zasadzie był to rower; Rafał siedział mi na bagażniku. Pamiętam droga do miejsca przeznaczenia była katastrofalna. Wciąż komuś się wciskałem, jechałem bardzo powoli, niebezpiecznie.