Grałem w jakąś grę z Robertem Trulijo. Wychodziliśmy właśnie ze stadionu i rozmawialiśmy, jak zwykle, o dupach i pieprzeniu. Tego dnia dowiedziałem się, że świat miał się skończyć.

Pojechałem na tę okazję do Hansa, do Lucerne. Miasto było prześliczne. Chodziłem sobie po jego uliczkach i parkach podziwiając monstrualne budowle.

Każdy budynek był skojarzony z jakąś legendą i wyglądał surrealistycznie. Chodziłem po olbrzymim parku, który rozciągał się kilometrami. Na jego środku stała fontanna, wewnątrz takiego, jakby ronda.

W oddali było widać jedynie zegary wież kościelnych przebijające się przez mgłę. Postanowiłem wrócić do Hansa.

Leżeliśmy na łóżku i wyczekiwaliśmy nadejścia końca. Miał on w kolanie specjalną substancję która sztywniała im bliżej było do apokalipsy.

Leżeliśmy tak na łóżku, i rozmawialiśmy, patrząc na jego sztywniejące kolano.