Gosię znałem ze szkoły podstawowej. Nigdy nie mieliśmy okazji się poznać, aż do niedawna. W starej, opuszczonej remizie strażackiej organizowano imprezę na dziesięciolecie matury.
Była tam, rozmawiałem z nią parę razy. Szło mi dobrze. Widziałem ją też nazajutrz. Nie wziąłem nawet numeru telefonu. Przepadła.
W pocieszeniu kupiłem sobie węża. Nie widziałem jak go karmić. Dawałem mu daktyle do zjedzenia, ale dławił się nimi i w końcu zdechł.