Poznalem Keitha nie wiem gdzie. Ale z jakiejs przyczyny wiedzialem o jego nadchodzacej smierci.
By zapobiec jakos, postanowilem zorganizowac ostatni koncert, gdzies w buszu. Gdzies gdzie trudno dojechac; rower mi sie rozwalil. Patrzylem jak jeden typ, zrecznym ruchem doczepia sobie wielkie kola do hulajnogi i zamienia ja w road bike'a.
Koncert sie udal, ale pieniedzy z niego wilelkich nie bylo, co nie podobalo sie Liamowi i reszczcie. Flint tez nie byl wesoly. Wiec szedlismy tak, w smutku, w jungli, bez wiekszej wiksy.